Fredro A. - Trzy po trzy, Teksty

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
Aleksander Fredro
TRZY PO TRZY
pamiętniki
z epoki
napoleońskiej
1
Oparte na wydaniu z r. 1922 przygotowanym przez prof. Henryka Mościckiego, z nową
przedmową Adama Grzymały-Siedleckiego.
2
Nie bez poczucia zawodowej dumy stwierdzam, że pierwsze okazałe i wedle naukowych
wymagań przygotowane wydanie „Trzy po trzy” (rok 1917, Gebethner i Wolff) opatrzone
było moją przedmową. Gdy obecnie „Książka i Wiedza” przystępuje do wznowienia tej
luksusowej edycji, zaprojektowała powtórzyć na czele książki i ten mój szkic sprzed
czterdziestu lat. Przeczytałem go, no i przyszedłem do przekonania, że nie ma innej rady, jak
tylko zakasać rękawy i napisać rzecz nową. O czterdzieści lat poszły czasy naprzód, a wraz z
tym zmieniły się i moje wyobrażenia o tym, jak powinna była brzmieć przedmowa do
pamiętników Fredry. Przekonania moje o „Trzy po trzy” i o ich autorze pozostały we mnie od
tamtego czasu nie zmienione, w poruszonych wówczas tematach nie było nic, co bym teraz –
z tych czy owych względów – musiał przeinaczać, ale nie dogadza mi dziś pisarz, który
ówczesną przedmowę pisał. Poza tym przez czterdzieści lat rozrosła się pięknie fredrologia, a
wraz z nią przybyła i garść uwag o „Trzy po trzy”. Z niejednego z tych sądów należy
skorzystać, z. niejednym podysputować.
l
Już pierwsza stronica mojej ówczesnej przedmowy dostarczyła nie byle komu, bo
profesorowi Wacławowi Borowemu, sposobności do polemiki. Wypowiedziałem bowiem
zdanie, że „Trzy po trzy” nie były pisane z myślą o druku, że mają konstrukcję naiwnego
(rozmyślnie naiwnego, oczywiście) opowiadania, co w niczym zresztą nie odbiera utworowi
wdzięku i wartości. Prof. Borowy zrazu w recenzji, potem w swojej przedmowie do edycji
pamiętników w wydawnictwie M. Kota (Kraków 1949 r.) zwrócił mi uwagę szeroko
rozprowadzoną, że pozorna naiwność, przeliczne dygresje, odchodzenia od tematu etc. to nie
brulionowość i nie domorosłe gawędziarstwo, lecz wyrafinowany kunszt narratorski,
wzorowany na „Tristramie Shandy” Sterne'a, angielskiego z XVIII w. powieściopisarza,
którego Fredro powinien był znać. Rzecz jasna, że gdy taką tezę wypowiadał uczony miary
Borowego, to podparła się żelazobetonowymi argumentami. Ale porozmawiać wolno,
nieprawdaż?
Więc faktem stwierdzić się dającym jest, że Fredro ulegał „wpływom”; sam się przyznaje
do zależności od Moliera, w początkach swojego komediopisarstwa pozostawał pod urokiem
Goldoniego – nie w takim stopniu, jak tego chciał profesor Kucharski, ale np. „Przyjaciele”
mają posmak polskiej „Locandiery”, z tą różnicą, że włoscy zalotnicy płacą swojej oberżystce
za przebywanie w jej zajeździe, a w „Przyjacielach” objadają się za darmo w gościnnym
domu Zofii. Można by się pokusić o twierdzenie, że „Mąż i żona” są udramatyzowaną wersją
Hogarthowskiego „Le mariage à la mode”, a rozwiązanie komediowego węzła w „Panu
Jowialskim” nie odbiega od finalnej niespodzianki w „Weselu Figara” – oto jeden łam
dowodów pośrednich na korzyść prof. Borowego. Następnie: chaotyczny tok powieściowy
„Tristrama Shandy”, tak zresztą harmonizujący z chaotycznymi przeżyciami jego autora,
magnetycznie podziałał na wielu pisarzy, i to znakomitych; Borowy wspomina Diderota,
germaniści cytują np. Wielanda i Jean Paula. Nie ubliżałoby Fredrze, gdyby swoim
nazwiskiem powiększył tę listę. Ale...
Ale czy naprawdę aż do Sterne'a jechać Fredro musiał, by „Trzy po trzy” napisać w takim
stylu, w jakim je napisał?
Skromnym moim zdaniem, nie tyle Sterne stwarzał Fredrze jego pamiętnikarski styl, ile...
pamiętni mu z lat dziecinnych szlacheccy gawędziarze, sumienni kronikarze wymyślonych
3
przez się historii. Zdarzali się wśród nich istni artyści, którzy z
rozwlekłości
swoich narracji
umieli wydobyć zainteresowanie. Otwórzcie „Trzy po trzy”, a przekonacie się, ile uznania
Fredro żywił dla tych utalentowanych gadułów. „Kiedy się (taki) odezwał: razu pewnego...
już wszystkie oczy były na niego zwrócone – wszystkie) uszy natężone... I w samej rzeczy
trzeba słyszeć takiego improwizującego łgarza, aby pojąć, jaki wdzięk mają te długie i
szerokie, a co krok w epizody wyskakujące opowiadania”. Czyż tak trudno wyczuć, że tu, w
tym uroku wysłuchiwanych ongiś bajęd, urodził się styl „Trzech po trzy” wraz z ich
uskakiwaniem w poboczne „epizody”, z całą prywatnością ich treści i nieodzownymi „proszę
ja jejmość dobrodziejki”, „zważcie waćpaństwo” etc. Po kilkudziesięciu latach z lubością
wspomina owych domorosłych improwizatorów – o Sterne'ie ani dudu.
I tak oto („proszę waćpaństwa”) dałem się wciągnąć w dyskusję wpływologiczną, w
sprawę bardzo godną, może nawet niezbędną, ale w sprawę uczonych w piśmie, nie naszą; w
sprawę, która nie może przejmować nas, zwykłych miłośników literatury. Nigdy do tej gałęzi
badań nie miałem nabożeństwa. W dziele sztuki pisarskiej zawsze mnie więcej zajmował
talent niż „zależności” oraz indywidualność autora. Nie inna też przede wszystkim rzecz mnie
obchodziła, gdym czytał „Trzy po trzy”, i nie co innego, jak tylko portret psychiczny Fredry
starałem się już wówczas, w 1917 roku, wyłuskać z uroczych kart tej opowieści. Tym samym
chcę się zająć i dzisiaj.
Dlaczego ten portret wydobywać z „Trzy po trzy”, a nie z komedii autora „Zemsty”?
Dlatego, że komedie te pisał... komediopisarz. Rasowy komediopisarz, a więc organizacja
twórcza, która w dziele jak najstaranniej chowa swoje „ja” (w diametralnym przeciwieństwie
do poety lirycznego). Dodajmy do tego wychowanie artystyczne Fredry, wychowywanie się
na obiektywizmie literatury Wieku Oświecenia, a jasnym się stanie, dlaczego z komedii
„Zemsty” czy ze „Ślubów panieńskich” jawnie poznajemy Cześnika i Rejenta lub Anielę czy
Klarę, a tylko domyślnie twórcę. Odpowiednio nastawiona wrażliwość potrafi i z
„obiektywnych” figur jego komediowego świata wyczytać co nieco wiadomości o
temperamencie, uczuciach, skłonnościach czy antypatiach autora „Dożywocia”, ale będą to –
prawniczego języka używając – poszlaki, nie dowody. Dowodów, świadectw dostarczą nam
dopiero te pamiętniki, gdzie Fredro, chce czy nie chce, musi mówić o sobie i choć czasem z
nawyku chowa się i skrywa swoje sentymenty, to jednak nie może mu się to tak udać, jak mu
się udaje w komediach. Dlatego to „Trzy po trzy” snadniej niż inne dzieła autora „Pana
Jowialskiego” pozwoli nam zebrać farby do portretu.
2
Nie wiem, czy w moim przedstawieniu rzeczy portret ten nie będzie zanadto pochlebiony,
ale jeżeli tak się stanie, to nie moja wina, a przynajmniej nie zamierzona wina. Nie wiem
bowiem, czy nie Fredro właśnie jest najmilszym dla mnie pisarzem polskim. Są czcigodniejsi
od niego, niewątpliwie głębsi, górniejsi, o większym znaczeniu dla społeczeństwa, ale nie
zmieni to faktu, że on mi najmilszy. Czy jestem odosobniony w tej sympatii? Raczcie
posłuchać, co mi ktoś w roku bodaj 1948 opowiadał:
Świeżo udyplomowany młodzieniec, pedagog, dostał nominację na nauczyciela wiejskiego
gdzieś koło Kartuz, w jądrze więc Kaszubszczyzny. Przejęty ideą nie tylko swoich
bezpośrednich obowiązków, ale i potrzeb kulturalnych w ogóle, przystąpił do organizowania
świetlicy i chłopskiego zespołu teatralnego. Zaopatrzony w tym celu w dość pokaźny zbiór
sztuk scenicznych wszelakiego rodzaju – śpiewnych i nieśpiewnych, „ludowych” i nie o
ludowym temacie, komedii i wodewilów – przystąpił ze swoją „trupą” do kolejnego ich
odczytywania. Niejedno przypadało do gustu, ale tylko dopóty, dopóki nie poznano
„Zemsty”. Dopiero Fredro wzbudził maksymalne uznanie. Wniknijcie w rzecz: „Zemsta”,
utwór pisany językiem niezupełnie tu i ówdzie zrozumiałym, zwłaszcza dla prostego
4
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • quentinho.opx.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed