G.Showalter MROCZNE WIĘZIENIE 3, MROCZNE WIĘZIENIE 3,5 całość NT VerraS
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MROCZNE WIĘZIENIE
[The Darkest Prison]
Władcy Podziemi nowela [3,5]
Łamanie by VerraS
***
…wiem, że mam ciężkie pióro, ale obiecałam sobie, że przetłumaczę kiedyś jakąś książkę z oryginału –
od początku, do końca – czego to tłumaczenie jest rezultatem.
Z pewnością nie ustrzegłam się błędów, ale nie mam wprawy. [Marna wymówka…
]
Jak tylko poznałam twórczość Geny Showalter, powiedziałam sobie – niech to będzie „Mroczne Więzie-
nie‖. Ostatecznie podobała mi się opowieść Atlasa i Nike.
Miłej lektury.
***
* * *
PROLOG
REYES, NIEGDYŚ NIEŚMIERTELNY wojownik bogów, teraz opętany przez demona Bólu i mieszka-
jący w Budapeszcie, wchodzi do sypialni. Przesiąknięty potem i dyszy z wysiłku po ćwiczeniach. Ponie-
waż nie potrafił czuć przyjemności bez uczucia fizycznego bólu, pieczenie w mięśniach podniecał go. I to
JAK
.
Jak zawsze, jego wzrok poszukiwał jego kobiety manipulując ostrzem wybranym do miłosnych gierek.
Siedziała na krawędzi ich wielkiego łoża, jej śliczne ciało sztywne, studiując płótno przed sobą. Płótno,
które podparła na sztaludze i obniżyła tak, by mieć bezpośredni widok na nie. jasne włosy opadły na ra-
miona dziką falą, jakby wielokrotnie przebiegała przez nie palcami. Żuła dolną wargę.
Seks mógł poczekać, zadecydował. Była zmartwiona i nie mógłby myśleć o innych sprawach póki nie
rozwiązałby za nią problemu. Dlatego schował ostrze.
„Coś nie gra, aniołku?‖
Jej oczy spoczęły na nim, niepokój w szmaragdowych głębiach. Lekko się uśmiechnęła. „Nie jestem
pewna.‖
„To może pomogę ci domyślić się w czym rzecz.‖ Cokolwiek nie dawało jej spokoju, on rozwiąże pro-
blem. Bez wahania. Dla jej szczęścia, zrobiłby wszystko, zabił kogokolwiek.
„Chciałabym, dziękuję.‖
„Mam wpierw wziąć prysznic?‖
„Nie. Lubię cię właśnie takiego.‖
Kochana kobieta. Jednak nie podobała mu się myśl, że pobrudzi jej śliczne rzeczy. Szybko złapał ręcz-
nik z łazienki i otarł się do sucha. Wtedy dopiero usiadł za nią, jego nogi okalające jej, ramiona otulające
jej talię. Wdychając głęboko jej zapach dzikiej burzy, ułożył brodę w zagłębieniu jej szyi i podążyć
wzrokiem za jej spojrzeniem.
To, co zobaczył, zaskoczyło go.
Nie powinno. Jej malunki zawsze były żywe. Jako Wszystkowidzące Oko, wyrocznia bogów i jedna z
ich ulubionych pomocy, mogła zaglądać do nieba i piekła. I zaglądała, każdej nocy, pomimo braku kon-
troli nad widzianymi obrazami. Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość, nie miało znaczenia. Każdego raka
malowała to, co zobaczyła.
Tym razem przedstawiał mężczyznę. Wojownika, zdecydowanie. Z tą górę mięśni, musiał być. Złota
obroża otaczała jego szyję, przylegając ciasno. Klęczał z rozłożonymi nogami. Jego ramiona leżały na
jego udach, dłonie uniesione. Jego ciemna głowa odrzucona do tyłu i jego wrzask unosił się ku sufitowi
kopuły. Może z bólu. Może nawet z wściekłości. Krew pokrywała całą jego pierś, sącząc się z wielu ran.
Z ran wyglądających, jakby fragmenty skóry zostały wycięte.
„Kto to?‖ zapytał Reyes.
„Nie wiem. Nigdy przedtem go nie widziałam.‖
Pozostawało im tylko się domyślać. „Czy on jest z nieba, czy piekła?‖
„Z nieba. Zdecydowanie. Wydaje mi się, że jest w Sali tronowej Cronusa.‖
Czyżby bóg? Kilka miesięcy wcześniej, Tytani pokonali Greków i zajęli niebiański tron. Więc, jeśli ten
człowiek był w Sali tronowej Cronusa, w łańcuchach, zraniony, Cronus był przywódcą Tytanów, to mu-
siało znaczyć, ze wojownik był Grekiem. Niewolnik, który został ukarany, może?
„Widziałaś tylko tę scenę?‖ zapytał Reyes. „A nie to, co do tego doprowadziło?‖
„Właśnie,‖ odpowiedziała Danika, kiwając głową. „Jednak słyszałam jego krzyki. To było…‖ zadrżała i
jego ramiona ścisnęły ją, dając pociechę. „Tak mi go było żal. Nigdy wcześniej nie słyszałam tyle furii i
bezsilności w glosie.
„Możemy wezwać Cronusa.‖ Cronus nieszczególnie lubił Reyesa i pozostałą świtę – tych, którzy otwo-
rzyli Puszkę Pandory, uwalniając całe zło z jej środka. Tych, którzy potem zostali przeklęci i zmuszeni do
noszenia owego zła w sobie. Jednak król bogów nienawidził ich wrogów, Łowców, więcej gdy Danika
zobaczyła Galena, przywódcę Łowców, odrąbującego Cronusowi głowę, w jednej z jej wizji. Teraz król
bogów był zdeterminowany zabić Galena zanim ten zabiłby jego. Nawet, jeśli miałoby to znaczyć – nieść
pomoc Lordom. „Możemy go zapytać, czy zna tego mężczyznę.‖
Minęła chwila, w której Danika rozmyślała nad jego sugestią. W końcu, wzdychając kiwnęła głową.
„Tak. Zróbmy tak.‖ Wtedy zaskoczyła go, obracając się do niego i ofiarowując mu najsłodszy uśmiech,
jaki miał kiedykolwiek sposobność oglądać. Więcej, każdy jej uśmiech był taki. „Jednak jest zbyt wcze-
śnie by wzywać teraz kogokolwiek, a poza tym myślę, że miałeś inne sprawy na głowie, kiedy wchodzi-
łeś do pokoju. Może mi o tym opowiesz?‖ zasugerowała ochryple.
Stwardniał na kamień w kilka sekund – właśnie to z nim robiła. „Cała przyjemność, po mojej stronie,
aniołku.‖
Popchnęła go do tyłu na plecy, z coraz większym uśmiechem na ustach. „Po mojej też.‖
*1*
„ZAMILKNIJ, NIKE. TYLKO pogarszasz sprawę.‖ Atlas, Tytański bóg Siły spoglądał na zmorę swego
życia. Nike,
GRECKA
bogini siły. I Zwycięstwa, zadrwił w środku. Uwielbiała mu przypominać, że wie-
lu nazywało ją boginią Siły
I
Zwycięstwa. Tak jakby była kimś lepszym od niego. A tak naprawdę, była
jego boskim odpowiednikiem. Równa jemu. Jego wróg. A do tego była suką pierwszej klasy.
Dwu jego najlepszych ludzi trzymało je ramiona i dwu – jej nogi. Nie powinni mieć żadnych problemów
z przyszpileniem jej. Miała przecież obrożę, która zapobiegała użycia nadludzkiej mocy. Nawet jej le-
gendarna siła –
NIE
dorównując jego sile, dzięki. Miała takie pokłady upartości – czy raczej była zdeter-
minowana nie poddawać – jak żadna inna. Ciągle walczyła przeciw swego uwiezieniu, zadając razy, ko-
piąc i gryząc, jak zastraszone zwierze.
„Zabije cię za to,‖ warczała na niego.
„Dlaczego? Nie robie ci nic innego, czego ty nie zrobiłaś mnie kiedyś.‖ Ruchy zamarły, Atlas zerwał
swoją koszulę przez głowę i odrzucił ją na bok, ukazując własną pierś, węzły mięśni na brzuchu. Tam, w
samych środku, czarnymi wersalikami, rozciągając się od jednego brązowego sutka do drugiego, jej imię,
przeliterowane, tak, by cały świat mógł zobaczyć. N.I.K.E.
Oznakowała go, redukując go do roli jej własności.
Czy zasłużył sobie na to? Możliwe. Raz, był więźniem w tym niewesołym miejscu. W Tartarus – w nie-
biańskim lochu. Był pokonanym bogiem, zamkniętym, zapomnianym, nie lepszym od śmiecia. Chciał się
uwolnić, i zrobiłby wszystko by tak się stało.
WSZYSTKO
. Tak też uwiódł Nike, jedną z jego strażników,
używając jej uczuć do niego, przeciwko niej.
Choć teraz by zaprzeczyła, ale szczerze się w nim zakochała trochę. Dowód: zaaranżowała jego uciecz-
kę, zbrodnia, której popełnienie karano śmiercią. Wtedy była zgodna zaryzykować. Dla niego. Jednak,
zanim mogła usunąć jego obrożę, pozwalając mu przenieść się za pomocą myśli w dowolne miejsce –
odkryła, że uwiódł kilka
INNYCH
żeńskich strażników.
Po co zależeć na jednej, kiedy cztery byłyby bardziej pomocne?
Liczył na to, że żadna z nich nie zechce rozpowiadać o romansie z Tytańskim więźniem. Liczył na ich
milczenie.
Co powinien był zrobić, to liczyć na ich zazdrość.
KOBIETY
.
Nike zrozumiała, że ją wykorzystał samemu się nie angażując. Zamiast wrzucić go z powrotem do celi
udając, że on nie istnieje, zamiast go pobić, kazała go przytrzymać i Oznakowała go na wieki.
Przez lata śnił o tym, by się zrewanżować. Czasami myślał, że to pragnienie było jedyną rzeczą, która
trzymała go przy zdrowych zmysłach, w czasie, kiedy gnił w tej dziurze wiek za wiekiem. Sam, ciemność
jego jedyny towarzysz.
I jego zachwyt, kiedy ściany wiezienia zaczęły się rozpadać. Kiedy umocnienia zaczęły się kruszyć. Gdy
obrożę opadły. Zabrało chwilę, ale on i jego towarzysze w końcu dali radę by się uwolnić. Zaatakowali
Greków, brutalnie i bezlitośnie.
W przeciągu kilku dni, wygrali.
Grecy zostali pokonani i uwiezieni w tym samym miejscu, w których więzili Tytanów. Atlas zgłosił się
na ochotnika by nadzorować królestwo. Wreszcie nadeszły dni jego zemsty. Nike miała nosić
JEGO
znak
po wieki.
„Powinnaś być wdzięczna, że żyjesz,‖ powiedział jej.
„Pieprz się.‖
Uśmiechnął się wolno, złowrogo. „Pamiętasz, już to robiłaś?‖
Jej walka nasiliła się. Nasiliła tak bardzo, że po chwili sapała i oblewała się potem, razem z jego ludźmi.
„Ty bękarcie! Obedrę cię żywcem ze skóry. Spalę na proch. Drań!‖
„Przewróćcie ją,‖ rozkazał. Żadnej litości. Atlas nie miał cierpliwości by czekać, aż ona się zmęczy. „A
teraz ostrzeżenia dla ciebie, Nike. Masz zamilknąć, bo będę tatuował tak długo, aż moje imię zadowolić
mnie w pełni.‖
Sfrustrowanym, wściekłym skrzekiem skończyła. Wiedziała, że mówił prawdę. Zawsze mówił prawdę.
Nie szastał pogróżkami. Tylko obiecywał.
„Bękart,‖ zazgrzytała znowu.
Gorzej już go nazywano. Także przez nią. „Dobra dziewczynka.‖ Atlas ruszył do przodu i zerwał ubra-
nie w jej pleców. Jej skóra była opalona i gładka. Bez skazy. Kiedyś, pieścił te plecy. Całował i lizał je. I
tak, będąc z nią czuł większą satysfakcję, niż z innymi, bo patrzyła na niego z takim uczuciem, nadzieją i
trwogą. Czuł… pokorę. Szczęśliwy, że tu jest i może jej dotykać. Ale nie pozwoli własnemu fiutowi sobą
rządzić, pozwalając jej uciec zanim ją oznaczy w nadziei, że znów znajdzie się w jej łóżku.
ZROBIŁBY
to.
„Gotowa?‖ zapytał ją.
„Nie to ci uczyniłam,‖ zazgrzytała Nike. „Nie oznakowałam twoich pleców.‖
„Wolisz, bym wybrał twoje śliczne piersi?‖
To słysząc, umilkła.
Dobrze. Nie chciał zeszpecić jej piersi. Jej piersi były dziełem sztuki, z pewnością najpiękniejszy twór
świata. „Nie musisz mi dziękować,‖ wymruczał. Wyciągnął rękę i ktoś podał mu niezbędne rzeczy.
„Przynajmniej nie będziesz musiała patrzeć na moje imię każdego dnia twego za—długiego życia.‖ Tak,
jak on musiał. „Choć wszyscy pozostali, będą. Widzieć.‖
I BĘDĄ WIEDZIEĆ, KTO OSTATECZNIE JĄ
POKONAŁ.
„Masz na myśli, każdy mój nowy kochanek.‖
Zazgrzytała szczęka. „Ani słowa więcej. Już czas.‖
„Nie rób tego,‖ nieoczekiwanie krzyknęła. „Proszę.
NIE
.‖ Odwróciła głowę i w jej brązowych oczach
były łzy.
Nie była pięknością. Z ledwością można ją było nazwać ładną. Jej nos był trochę za ostry. Miała zwy-
czajne brązowe włosy, uczesane tak, by pasowały do jej zbyt szerokich ramion i, tak naprawdę, żadnych
krągłości. Poza piersiami. Nie, posiadała ciała wojownika. Jednak coś w niej było, co zawsze go pociąga-
ło.
„Proszę, Atlasie. Proszę.‖
Przewrócił oczami. „Osusz te sztuczne łzy, Nike.‖ I wiedział, że są sztuczne. Nie była skłonna do oka-
zywania emocji. „One na mnie nie działają i na pewno ci nie schlebiają.‖
Błyskawicznie jej oczy się zwęziły, a łzy obeschły.
„Dobrze. Ale
DOPROWADZĘ
do tego, że pożałujesz. Przyrzekam.‖
„Już nie mogę się doczekać.‖ Prawda. Walka z nią zawsze go podniecała. Powinna to już wiedzieć.
Bez chwili wahania przyłożył pistolet z tuszem poniżej jej łopatki. Trzymał pewnie zaznaczając brzegi
liter. A. Nawet nie drgnęła. Ani razu nie okazała bólu. Wiedział jak to boli. Wiedział na pewno. By ozna-
czyć nieśmiertelnego permanentnie, należy połączyć ambrozję z tuszem, a ambrozja paliła niczym kwas.
Była cicho gdy obrysował ostatnią z liter. Nawet kiedy wypełniał litery tuszem. Kiedy skończył, usiadł
na pośladkach i przyglądał się własnej pracy: A.T.L.A.S.
Oczekiwał że zaleje go satysfakcja, po tak długim oczekiwaniu. Nie stało się. Oczekiwał ulgi; zemsta
dokonana. Nie stało się. Czego nie Oczekiwał, to palącego uczucia posiadania, które właśnie odczuwał.
MOJA
.
Nike należała teraz do niego. Na zawsze. I cały świat by o tym wiedział.
*2*
NIKE PRZEMIERZAŁA GRANICE własnej celi. Celi, którą dzieliła z kilkoma innymi. Znając dobrze
jej charakter, schodzili jej z drogi. Stanęła. Współwięźniowie wstrzymali oddech. Czuła ich świdrujący
wzrok na plecach, jakby mogli dojrzeć imię tam wytatuowane.
A.T.L.A.S.
Jeśliby tylko odważyli się powiedzieć słowo…
TO POZABIJAM
!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]