Follet Ken - (1993) - Niebezpieczna Fortuna, przeczytane
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
KENFOLLETT
Follett.K.Niebezpiecznafortuna.txt
NIEBEZPIECZNAFORTUNA
PROLOG
Wdniu,wktórymzdarzyłasiętragedia,uczniówszkołyWindfieldukaranozakazem
opuszczaniapokojów.
Byłagorącamajowaniedzielainormalniechłopcyspędzalibypopołudniena
boisku.
Niektórzygralibywkrykieta,apozostaliobserwowalibyichzzacienionego
skrajuBiskupiegoLasu.Alepopełnionoprzestępstwo.ZbiurkapanaOffertona,
nauczycielałaciny,skradzionosześćzłotychsuwerenówicałaszkołabyła
podejrzana.Wszyscychłopcymielipozostaćwsypialniach,dopókizłodziejnie
zostanieschwytany.
MickyMirandasiedziałprzystolepełnyminicjałówpowycinanychprzezpokolenia
nudzącychsięuczniów.Wrękutrzymałrządowąpublikacjęzatytułowaną
WyposaŜeniepiechoty.Zazwyczajfascynowałygorycinyprzedstawiająceszable,
muszkietyikarabiny,aledzisiajbyłomuzbytgorąco,bymógłsięskupić.Po
przeciwnejstroniestołujegokolegazpokoju,EdwardPilaster,przepisywał
przetłumaczonyprzezMicky'egofragmentzPlutarcha.Podniósłwzrokznadćwiczeń
łacińskichiwskazującwysmarowanymatramentempalcem,stwierdził:
Niemogęodczytaćtegosłowa.
Mickypopatrzył.
Ścięty,zdekapitowanywyjaśnił.Połacinietaktosięwłaśnienazywa:
decapitare.Niemiałkłopotówzłaciną,byćmoŜedlatego,Ŝewielesłówwjego
ojczystymjęzykuhiszpańskimbyłobardzopodobnych.
PióroEdwardaskrzypiało.Mickywstałnerwowoipodszedłdootwartegookna.Nie
czułosięnajlŜejszegopowiewu.Tęskniepopatrzyłwstronęlasu.Wporzuconych
kamieniołomachwpółnocnejczęściBiskupiegoLasuznajdowałsięzacieniony
stawek.Wodawnimbyłachłodnaigłęboka...
Chodźmypopływaćpowiedziałnagle.
ZabronilinamwychodzićodparłEdward.
Moglibyśmyprzejśćprzezsynagogę.Nazywalitaknastępnypokój,wktórym
mieszkałotrzechŜydowskichchłopców.WWindfielddosprawteologiipodchodzono
liberalnieitolerowanoodmienneprzekonaniareligijne,codocenialirodzice
uczniów:śydzi,metodyścitacyjakrodzinaEdwardaikatolicyjakojciec
Micky'ego.Wbrewoficjalnejpolityceszkołyśydzibylijednakwpewnymstopniu
szykanowani.MoŜemywyjśćprzezichoknociągnąłMickyzeskoczyćnadach
pralni,zsunąćsiępoślepymmurzestajniiprzemknąćdolasu.
EdwardwyglądałnaprzeraŜonego.
JeŜelinaszłapią,„tłuczek"będziewrobocie.
„Tłuczkiem"nazywanoklonowąlaskęprzełoŜonegoszkoły,doktoraPolesona.Karą
zaucieczkęzkozybyłodwanaściebardzobolesnychuderzeń.Micky'egojuŜkiedyś
spotkałachłostazagręwkartyidotejporywzdrygałsięnasamąmyślotym.
Terazjednakniebezpieczeństwoschwytaniabyłoniewielkie,amyślorozebraniu
sięiwskoczeniunagodostawutaknęcąca,Ŝeniemalczułchłódwody
obmywającejjegospoconeciało.
SpojrzałnaEdwarda.Palisterniecieszyłsięwszkolesympatią.Byłzbyt
leniwy,
abyzostaćdobrymuczniem,zbytniezgrabny,abyodnosićsukcesywgrach
sportowych,izbytsamolubny,abyzdobyćsobieprzyjaciół.Mickybyłjego
jedynymkolegąiEdwardnieznosił,kiedyprzebywałonwtowarzystwieinnych
chłopców.
SpytamPilkingtona,czybyzemnąnieposzedłoznajmiłMiranda,podchodzącdo
drzwi.
Nie,nieróbtegozaprotestowałzaniepokojonyEdward.
Atonibydlaczego?Tysięzabardzoboisz.
WcalesięniebojęzaprzeczyłnieprzekonującymtonemPilaster.Muszę
skończyćodrabianiełaciny.
Strona1
Follett.K.Niebezpiecznafortuna.txt
Więckończ,ajatymczasempopływamsobiezPilkingtonem.
Edwardprzezchwilępatrzyłnaniegoztakąminą,jakbychciałdalejsię
upierać,
alewkońcuuległ.
Wporządku,pójdęzgodziłsięniechętnie.
Mickyotworzyłdrzwi.Wbudynkurozlegałsięstłumionypomrukgłosów,alew
korytarzuniewidaćbyłoŜadnegonauczyciela.Przemknąłdosąsiedniegopokoju,a
jegokumpelpodąŜyłzanim.
Cześć,Hebrajczycypowiedział.
Dwajchłopcygraliprzystolewkarty.Spojrzelinanich,nieprzerywającgry,i
nieodezwalisięsłowem.Trzeci,„Grubasek"Greenbourne,jadłciasto.Jegomatka
wciąŜprzysyłałamujedzenie.
Witajcieodezwałsięprzyjaźnie.Chcecieciasta?
Naranyboskie,Greenbourne,ŜreszjakświniaodparłMicky.
„Grubasek"wzruszyłramionamiinadalpochłaniałciasto.Jakotłuściochiśyd
zarazem,byłstałymobiektemkpin.Zdawałosiętojednaknierobićnanim
najmniejszegowraŜenia.Mówiono,Ŝejegoojciecjestnajbogatszymczłowiekiemna
świecie.MoŜedlategozupełnieniereagujenaprzezwiska,pomyślałMicky.
Podszedłdookna,otworzyłjeirozejrzałsięwokoło.Podwórkobyłopuste.
Cozamierzaszzrobić?zapytał„Grubasek".
IdziemypopływaćwyjaśniłMiranda.
Dostanieciebaty.
WiempotwierdziłŜałosnymtonemPilaster.
Mickyusiadłnaparapecie,przekręciłsięnabrzuch,przesunąłdotyłui
zeskoczyłnapochyłydachpralni.Zdawałomusię,Ŝeusłyszałtrzaskdachówki
pękającejpodjegonogą,aledachwytrzymałcięŜar.Spojrzałdogóryizobaczył
zaniepokojonegoEdwarda,wyglÄ…dajÄ…cegoprzezokno.
Chodź!przywołałgodosiebie.ZbliŜyłsiędokrawędziiopuściłporynnie
naziemię.Wchwilępóźniejwylądowałprzynimkolega.
MickywyjrzałostroŜniezzarogupralni.NikogoniezauwaŜył.Bezchwiliwahania
przemknąłprzezpodwórkodolasu.Biegłmiędzydrzewamitakdługo,aŜuznał,Ŝe
niewidaćgojuŜzokienbudynkówszkoły.Dopierowtedyzatrzymałsię,aby
odpocząć.Edwarddołączyłdoniego.
Udałosię!oznajmiłMiranda.Niktnasniespostrzegł.
Pewnienaszłapią,kiedybędziemywracalirzekłponuroPilaster.
Mickyuśmiechnąłsiędoniego.Edwardzeswoimiprostymijasnymiwłosami,
niebieskimioczamiiduŜym,szerokim,płaskimnosemmiałbardzoangielski
wygląd.Byłwysokimchłopcemorozrośniętychbarkach,silnym,leczz
nieskoordynowanymiruchami.Brakowałomuwyczuciaelegancjiiubierałsię
niechlujnie.ChociaŜobajbyliszesnastolatkami,róŜnilisiępodkaŜdym
względem.
Mirandaciemnookiwyrostek,oczarnychkędzierzawychwłosachbardzodbało
swójwygląd.Niecierpiał,kiedyktośbyłbrudnylubzaniedbany.
Zaufajmi,Pilasterpowiedział.Czynietroszczęsięzawszeociebie?
Edwarduśmiechnąłsię,udobruchany.
Nodobrze,chodźmy.
SzliprzezlasniemalniewidocznąścieŜką.Podosłonąliściwiązówibrzózbyło
niecochłodniejiMickyodrazupoczułsięlepiej.
Cobędzieszrobiłlatem?zapytałkolegę.
ZazwyczajjeździmywsierpniudoSzkocji.
Czytwojarodzinamatamdomekmyśliwski?MirandanauczyłsięjuŜsłownictwa
wyŜszychsferiwiedział,Ŝe„domekmyśliwski"jestwłaściwymokreśleniem,nawet
jeŜelidotyczyzamkuzpięćdziesięciomapokojami.
WynajmujemygoodparłEdward.Aleniepolujemy.Mójojciecniejest
sportsmenem.
Mickyusłyszałwjegogłosiejakieśobronnenutki,któregozaintrygowały.
Wiedział,Ŝeangielskaarystokracjalubipolowaćnaptactwowsierpniuinalisy
wzimie.ZdawałsobierównieŜsprawę,Ŝenieposyłaswoichsynówdotejszkoły.
OjcowieuczniówzWindfieldbyliraczejbiznesmenamiiprzemysłowcaminiŜ
hrabiamiibiskupami,izpewnościąnietraciliczasunapolowaniaigonitwyza
Strona2
Follett.K.Niebezpiecznafortuna.txt
lisem.PilasterowiereprezentowalibankierówikiedyEdwardoznajmił:„Mój
ojciecniejestsportsmenem",wyznałtymsamym,ŜejegorodzinanienaleŜydo
najwyŜszychkręgówspołeczeństwa.
Micky'emuwydawałosięzabawne,ŜeAnglicybardziejszanująpróŜniakówniŜludzi
pracy.WjegowłasnymkrajuniedarzonoszacunkiemanibezuŜytecznejszlachty,
anizapracowanychludziinteresu.ZiomkowieMirandyszanowalijedyniesiłę.
JeŜeliczłowiekdysponowałsiłą,dziękiktórejmógłkontrolowaćinnych
nakarmićichlubzagłodzić,uwięzićlubuwolnić,zabićlubpozwolićimŜyć
czegóŜwięcejmógłsobieŜyczyć?
Acoztobą?zapytałEdward.Jakspędziszlato?
Mickychciał,Ŝebytopytaniepadło.
Tutajodpowiedział.Wszkole.
Chybaniebędzieszznowutusiedziałprzezcałewakacje?
Muszę.Niemogępojechaćdodomu.PodróŜtrwasześćtygodniwjednąstronę.
Musiałbymwracać,zanimdotarłbymnamiejsce.
NaBoga,toprzykre.
Prawdęmówiąc,MickywcaleniemiałochotywyjeŜdŜaćzAnglii.Odśmiercimatki
nieznosiłdomu.TerazmieszkaliwnimsamimęŜczyźniojciec,starszybrat
Paulo,paruwujówikuzynóworazstuczterdziestuvaqueros.Ojciecbyłbohaterem
woczachswoichludziikimśzupełnieobcymdlaniegozimnym,nieprzystępnym,
niecierpliwymczłowiekiem.AleprawdziwyproblemstanowiłPaulogłupi,lecz
silny,którynienawidziłMicky'egozajegosprytizlubościągoupokarzał.
Nigdyniepominąłokazji,abypoinformowaćwszystkich,Ŝemłodszybratnie
potrafiskrępowaćcielaka,ujeździćkoniaczyodstrzelićwęŜowiłeb.Jego
ulubionymdowcipembyłopłoszeniekoniaMicky'egotak,abyponiósł.Chłopak
zamykałwtedyoczyiśmiertelnieprzeraŜony,trzymałsięłękusiodła,podczas
gdykońpędziłjakoszalałyprzezpampę,dopókisięniezmęczył.Nie,Mickynie
miałochotywracaćdodomunawakacje.AlenieuśmiechałomusięrównieŜ
pozostaniewszkole.Taknaprawdępragnął,Ŝebyzaprosiłagonalatorodzina
Pilasterów.
EdwardniewysunąłjednaktakiejpropozycjiiMirandaniewróciłdosprawy.Był
przekonany,Ŝejeszczenadarzysięokazja.
Przeszliprzezrozpadającysiępłotiruszylipozboczuniskiegopagórka.Minęli
jegoszczytiznaleźlisięnadstawem.Ścianykamieniołomubyłystrome,ale
zwinnichłopcyznaleźlisposób,Ŝebyponichzejść.Nasamymdoleznajdowałsię
głębokistawzmętnązielonąwodą,wktórejŜyłyŜabyiropuchy,aodczasudo
czasumoŜnabyłonapotkaćnawetzaskrońca.
Mickyzezdziwieniemstwierdził,ŜejestjuŜtamtrzechinnychchłopców.ZmruŜył
oczy,patrzącpodświatłoodbijającesięodpowierzchniwody,iprzyjrzałsię
nagimpostaciom.WszyscybylizczwartejklasywWindfield.
MarchewkowastrzechawłosównaleŜaładoAntoniaSilvy,jegoziomka,chociaŜ
karnacjaibarwawłosówzdawałysiętemuprzeczyć.OjciecTonianieposiadałtak
wielkichwłościjakrodzinaMirandów,alejegorodzicemieszkaliwstolicyi
mieliwpływowychprzyjaciół.Podobniejakon,Silvaniemógłpojechaćnawakacje
dodomu,leczdziękiprzyjaciołomwambasadziecordovańskiejniemusiałzostawać
wszkoleprzezcałelato.
DrugimchłopcembyłHughPilaster,kuzynEdwarda.Wniczymniebylidosiebie
podobni.Hughzczarnymiwłosamiidrobnymiregularnymirysamiprawieprzez
całyczasuśmiechałsięszelmowsko.Edwardnielubiłgo,bobyłdobrymuczniem,
aonsamwyglądałnajegotlejakrodzinnymatołek.
NastępnymkąpiącymsiębyłPeterMiddleton,raczejnieśmiałyznaturyi
najczęściejtrzymającysiębardziejpewnegosiebieHugha.Wszyscytrzejmieli
białe,jeszczepozbawioneowłosieniaciałaiszczupłekończyny.
NiespodziewanieMickydostrzegłczwartegochłopaka.Pływałsamotniewdrugim
końcustawu.Byłstarszyodpozostałejtrójkiiwydawałosię,Ŝejesttuna
własnąrękę.Mirandaniewidziałjegotwarzydośćwyraźnie,abymócją
rozpoznać.
Edwarduśmiechałsięzłośliwie.Dostrzegłokazjęspłataniajakiegośniemiłego
figla.PrzyłoŜyłpalecdoust,nakazującciszę,iruszyłwdółściany
kamieniołomu.MickypodąŜyłjegośladem.
Dotarlidopółki,gdziekąpiącysięchłopcyzłoŜyliubrania.TonioiHugh
Strona3
Follett.K.Niebezpiecznafortuna.txt
nurkowali,badająccośpodwodą,Peterzaśpływałspokojnietamizpowrotem.
Właśnieonpierwszydostrzegłnowoprzybyłych.
Och,niejęknął.
No,noodezwałsięEdward.Wymykaciesię,chłopcy,pozaterenszkoły,
nieprawdaŜ?
WtejsamejchwiliHughPilasterzauwaŜyłkuzynaizawołałwodpowiedzi:
IwyteŜ!
Lepiejwracajcie,zanimwaszłapiąpowiedziałEdward.Podniósłzziemiparę
spodni.Aleniezamoczcieubrań,bowszyscysięzorientują,gdziebyliście.
Mówiącto,cisnąłspodnienasamśrodekstawuizaniósłsięśmiechem.
Tydraniu!wrzasnąłPeter,chwytającpływająceubranie.
Mickyuśmiechnąłsięzrozbawieniem.
JegokumpelpodniósłbutiteŜwrzuciłgodowody.
Mniejsichłopcywpadliwpanikę.Edwardwziąłnastępnespodnieicisnąłjeprzed
siebie.WidoktrzechofiarwrzeszczÄ…cychinurkujÄ…cychwposzukiwaniuodzieÅœy
byłzabawnyiMirandazacząłsięśmiać.
WczasiegdyEdwardwdalszymciągurzucałbutyiczęścigarderoby,Hugh
Pilasterwygramoliłsięszybkozwody.Nieuciekłjednakjakspodziewałsię
MickyleczpopędziłwstronękuzynaizanimtenzdąŜyłsięodwrócić,pchnąłgo
zcałejsiły.ChociaŜEdwardbyłowielepotęŜniejszy,atakzaskoczyłgo.
Zachwiałsięnakrawędzipółki,apotemstraciłrównowagęizpotęŜnympluskiem
runÄ…Å‚dostawu.
Wszystkorozegrałosięwmgnieniuoka.Hughschwyciłswojeubranieisprawnie
jakmałpkazacząłwspinaćsiępościaniekamieniołomu.PeteriToniozanieśli
sięszyderczymśmiechem.
MickyścigałprzezchwilęmłodszegoPilastera,aleniemiałnajmniejszychszans
złapaćdrobniejszegoizwinniejszegochłopca.Potemodwróciłsię,abysprawdzić,
cozEdwardem.Właściwieniemusiałsięmartwić,botenzdąŜyłjuŜwypłynąć.
TeraztrzymałPeteraMiddletonairazporazzanurzałjegogłowępodwodę,
mszczącsięzaurągliwyśmiech.
Tonioodpłynąłwbokidotarłdobrzegustawu,trzymającwobjęciachprzemoczone
ubranie.Odwróciłsięiwrzasnął:
Puśćgo,tywielkamałpo!
SilvazawszebyłnieobliczalnyiMickyzacząłsięzastanawiać,cozrobiteraz.
ChłopiecprzesunąłsięwzdłuŜbrzegu,apotemponownieodwrócił,juŜz
kamieniamiwręceMirandakrzyknął,chcącostrzecEdwarda,alesięspóźnił.
ToniorzuciłzaskakującocelnieitrafiłstarszegoPilasterawgłowę:najego
czolepojawiłasięjaskrawaplamakrwi.
EdwardryknąłzbóluizostawiwszyPetera,zacząłścigaćSilvę.
Hughpędziłnagoprzezlaswstronęszkoły,kurczowotrzymającto,cozostałoz
jegoubrania,istarającsięniezwracaćuwaginabólwbosychstopach.
DotarłszydoskrzyŜowaniaścieŜek,skręciłwlewo,przebiegłjeszczekawałek,a
potemskoczyłwkrzakiiukryłsięwnich.
Czekał,próbującuspokoićświszczącyoddech,inasłuchiwał.KuzynEdwardijego
kumpelMickyMirandatonajgorszezwierzakiwcałejszkolelenie,źlikoledzy
ibrutale.Jedynymwyjściembyłoschodzićimzdrogi.Niemiałjednakzłudzeń,
ŜetymrazemEdwardniepuścimutegopłazem.Zawszegonienawidził.
IchojcowierównieŜbyliskłóceni.OjciecHugha,Toby,wycofałkapitałz
rodzinnegointeresuizałoŜyłwłasneprzedsiębiorstwo.Zająłsięhandlem
barwnikamidlaprzemysłutekstylnego.TrzynastoletnizaledwieHughwiedziałjuŜ,
ŜewrodziniePilasterówwycofaniekapitałuzbankuuwaŜanozanajwiększą
zbrodnię.OjciecEdwarda,Joseph,nigdyniewybaczyłtegoswojemubratu.
Hughzastanawiałsię,cosięstałozjegoprzyjaciółmi.Kąpalisięweczwórkę,
zanimpojawilisięMickyiEdward.Tonio,Peterionpluskalisięwjednej
częścistawu,astarszychłopak,AlbertCammel,pływałsamotniewdrugimkońcu.
ToniozazwyczajodwaŜnyaŜdozuchwalstwastraszliwiebałsięMicky'ego
Mirandy.Pochodziliztegosamegopołudniowoamerykańskiegopaństwa,Cordovy,i
Silvatwierdził,ŜerodzinaMirandówjestpotęŜnaiokrutna.Nadobrąsprawę
Hughniewiedział,cotoznaczy,alemógłsiędomyślić,widząc,jakTonio,który
potrafiłstawićczołokaŜdemupiątoklasiście,zachowujesięgrzecznie,anawet
słuŜalczowobecMicky'ego.
PeterbyłprawdopodobnieprzeraŜonydoutratyzmysłów.Bałsięwłasnegocienia.
Strona4
Follett.K.Niebezpiecznafortuna.txt
Hughmiałnadzieję,Ŝeudałomusięuciecprzedtymidraniami.
AlbertCammel,przezywany„Garbusem",przyszedłnadstawoddzielnieipozostawił
swojeubraniewinnymmiejscu.ByćmoŜezdołałsięwymknąć.
Hughcoprawdazbiegł,aletowcalenieoznaczałokońcajegokłopotów.Stracił
bieliznę,skarpetkiibuty.Będziemusiałwślizgnąćsiędoszkoływociekającej
wodÄ…koszuliispodniach,liczÄ…cnato,Åœeniezobaczygoniktznauczycielii
starszychuczniów.Nasamąmyślotymjęknąłgłośno.DlaczegowciąŜzdarzami
sięcośtakiego?zadałsobiepytanie,czującsięstrasznienieszczęśliwie.
Wpadałwtarapatyoddnia,wktórymosiemnaściemiesięcytemuprzyjechałdo
Windfield.Naukaniesprawiałamutrudności,pracowałpilnieizegzaminów
uzyskiwałzawszenajlepszewynikiwcałejklasie.Aledokuczliwedrobiazgowe
przepisyirytowałygowsposóbprzekraczającygranicezdrowegorozsądku.
PoniewaŜkazanoimkłaśćsięspaćzakwadransdziesiąta,zawszewynajdywał
przekonywającypowód,abyiśćdołóŜkapółgodzinypóźniej.Stwierdził,Ŝe
pociągagowszystko,cozakazane,iczułnieodpartepragnieniezbadaniatakich
miejscjakogródprzełoŜonegoszkołyczypiwnicanawęgielipiwo.Biegał,kiedy
powinienbyłchodzić,czytał,gdymiałspać,irozmawiałwczasiemodlitwy.Noi
zawszekończyłosiętaksamo.CzującsięwinnyiprzeraŜony,zastanawiałsię,
dlaczegowciąŜprzysparzasobiekłopotów.
Wlesieodkilkuminutpanowałacisza.Korzystałzniej,zastanawiającsięnad
swojąprzyszłością;nadtym,czyskończyjakwyrzutekspołeczeństwa,amoŜe
nawetprzestępcazamkniętywwięzieniu,zesłanydoAustraliialbonawet
powieszony.
Wreszcieuznał,ŜeEdwardjuŜgonieściga.WłoŜyłmokrespodnieikoszulę.Iw
tejsamejchwiliusłyszał,Ŝektośpłacze.
OstroŜniewyjrzałzzakrzakaizobaczyłstrzechęrudychwłosówTonia.Jego
przyjacielszedłpowoliścieŜkąnagi,mokry,zubraniemwrękachiłkał.
Cosięstało?zapytałHugh.GdziejestPeter?
Silvazareagowałgwałtownie.
Nigdyniepowiem!Nigdy!zawołał.Onimniezabiją.
Wporządku,niemówodparłHugh.ToniostraszliwiebałsięMirandy.
Cokolwieksiętamstało,niepiśnienatentematanisłówka.Lepiejsięubierz
poradziłmu.
Chłopiecspojrzałnieprzytomnymwzrokiemnatobołekzmokrymubraniem,który
ściskałwramionach.Wydawałsięzbytwstrząśnięty,abycośznimzrobić.Hugh
wziąłgoodniego.Znalazłbuty,spodnieijednąskarpetkę,alekoszulinie
było.
PomógłmuwłoŜyćwszystko,coznalazł,iruszyliwstronęszkoły.
Tonioprzestałpłakać,leczwciąŜsprawiałwraŜeniegłębokoporuszonego.Hugh
miałnadzieję,ŜetamcibrutaleniezrobilijakiejśpaskudnejkrzywdyPeterowi.
Terazjednakmusiałmyślećoratowaniuwłasnejskóry.
JeŜeliudanamsięprzedostaćdosypialni,będziemymoglizmienićubraniei
butypowiedział,planującprzyszłedziałania.Apotem,kiedycofnąnamzakaz
wychodzeniazeszkoły,pójdziemydomiastaikupimysobienakredytnową
garderobęuBaxteda.
Tonioskinąłgłową.
Dobrzeodezwałsięgłuchymgłosem.
Kiedyszliwśróddrzew,Hughzacząłsięzastanawiać,dlaczegoprzyjacieljest
takgłębokowstrząśnięty.Wkońcutyranizowanieniebyłoniczymnowymw
Windfield.Cosięstałonadstawempojegoucieczce?Aleprzezcałądrogę
powrotnąTonionieodezwałsięsłowem.
Szkołętworzyłzespółsześciubudynków,któreniegdyśstanowiłycentralnypunkt
duŜejfarmy.IchsypialniamieściłasięwdawnejmleczarnipołoŜonejobok
kaplicy.Abysiętamdostać,naleŜałosforsowaćmuriprzejśćprzezpodwórko
piątejklasy.WspięlisięnaogrodzenieiwyjrzeliostroŜnie.Zgodniez
przewidywaniamiHughapodwórzebyłopuste,alemimotozawahałsię.Myślo
„tłuczku"spadającymnajegosiedzeniesprawiła,Ŝeskuliłsięzestrachu.Nie
byłojednakinnegowyjścia.Musiałprzedostaćsiędoszkołyiprzebraćwsuchą
odzieŜ.
NikogoniemasyknÄ…Å‚.Ruszamy!
Przeskoczylirazemprzezmuriprzebiegliprzezpodwórkowchłodnycień
kamiennejkaplicy.Jaknaraziewszystkoukładałosiępomyślnie.Potem,
trzymającsiębliskościany,prześlizgnęlisięwzdłuŜwschodniegorogu.Czekał
Strona5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]